Wielka kumulacja

Czas lektury: 8 min.

— Zdzisiek! Z mamusią nie jest dobrze!

Słysząc krzyk żony Zdzisławy, Zdzisław wbiegł do pokoju, gdzie ujrzał teściową leżącą na podłodze.

— Trafiła szóstkę w lotka — oświadczyła małżonka, wachlując mamusię świstkiem papieru z numerkami.

— Co?! — Zdzisławowi skoczyło ciśnienie — Pokaż kupon!

— To znaczy myślała, że trafiła — małżonka ostudziła zapał męża. — Cyferki jej się pomyliły i padła z wrażenia. Dzwoń po karetkę!

Nadzieje Zdzisława na świetlaną przyszłość legły w gruzach:

— Cholera jedna pieniądze na okulistę wydaje, a okularów nie nosi!

Gdy Zdzisław wybrał numer alarmowy, usłyszał w słuchawce: „Przepraszamy. W tej chwili wszystkie linie są zajęte. Prosimy czekać”. Następnie w telefonie zabrzmiał przebój „Daj mi tę noc” w wersji instrumentalnej.

— Posłuchaj — Zdzisław przytknął słuchawkę żonie. — Pamiętasz na weselu Romków?

— Mnie się zdaje, że to na weselu Romanów puszczali. Brat Wacka nie miał przecież wtedy jeszcze wąsów — powątpiewała małżonka.

Po dłuższej chwili muzykę przerwał głos: „Witamy w Automatycznym Numerze Alarmowym. Aby wezwać straż łowiecką, naciśnij jeden. Aby wezwać inspekcję drogową, naciśnij dwa. Aby wezwać nadzór budowlany, naciśnij trzy. Aby wezwać policję, naciśnij cztery. Aby wezwać straż pożarną, naciśnij pięć. Aby wezwać pogotowie ratunkowe, naciśnij sześć. Powrót do poprzedniego menu zawsze po wybraniu cyfry zero”.

— Zdzisiek, długo jeszcze? Mamusia posiniała! — alarmowała żona.

Zdzisław nacisnął więc nerwowo klawisz, po czym usłyszał: „Rozpoczęto procedurę wezwania straży łowieckiej”.

— Nie poganiaj, bo się pomyliłem! — zdenerwował się Zdzisław.

— A mówiłam, żeby kupić telefon z dużymi przyciskami? Ale nie, ty zawsze musisz po swojemu!

Po kolejnych trzech nieudanych próbach Zdzisław wreszcie usłyszał: „Rozpoczęto procedurę wezwania pogotowania ratunkowego. W każdej chwili można zrezygnować z wezwania, po prostu kończąc połączenie. Aby kontynuować, naciśnij jeden. Informujemy, że w trosce o państwa komfort rozmowy są nagrywane. Jeśli nie wyrażacie państwo zgody na nagrywanie, prosimy o osobiste zgłoszenie się do najbliższej placówki pogotowia. Życzymy miłego dnia”.

W tym czasie mamusia nieco się ożywiła i przestrzegła słabym głosem, z trudem łapiąc powietrze:

— Tylko nikomu nie mówcie, bo nas napadną…

I ponownie omdlała.

Gdy Zdzisław przebrnął w końcu przez wszystkie komunikaty, głos w słuchawce oznajmił: „Za chwilę podany zostanie identyfikator zgłoszenia. Prosimy zapamiętać go lub zapisać w bezpiecznym miejscu. Identyfikator zgłoszenia to: jeden, dwa, dwa, cztery, osiem, dwa. Status wezwania pogotowia można sprawdzić w każdej chwili na stronie internetowej wu wu wu lub wysyłając sms-a o treści RATUNKU na numer”.

Zdzisław zakończył połączenie. Po chwili jednak telefon oddzwonił.

— Halo?! — zawołał Zdzisław.

Ale odpowiedział mu tylko nagrany komunikat: „Dzień dobry. Przed chwilą skorzystali państwo z Automatycznego Numeru Alarmowego. Aby zoptymalizować usługę, chcielibyśmy zbadać poziom satysfakcji”.

Zdzisław nie zdążył jednak określić poziomu swojego zadowolenia, ponieważ jego telefon się rozładował.

***

W dyżurce pogotowia kierowca i ratownik medyczny oglądali właśnie w telewizji satelitarnej Al-Saharija finał wyścigów wielbłądzich na średnich dystansach. Gdy dostali zgłoszenie, kierowca stwierdził z rezygnacją:

— O rany, znowu… Podurnieli dzisiaj…

Zaczął się zbierać do wyjścia, ale ratownik ani drgnął, więc kierowca go zmotywował:

— No chodź, Heniek, bo będzie znów afera.

Ratownik ziewnął, westchnął i wolnym krokiem poczłapał do karetki. Jechali w milczeniu, aż w pewnym momencie ratownik coś dojrzał i się ożywił:

— Maniek, zatrzymaj się, zapomniałem wysłać lotka!

Karetka gwałtownie stanęła na przejściu dla pieszych, zaś ratownik udał się do kolektury. Zaraz jednak powrócił.

— Zamknięte? — spytał kierowca.

— Nie. Kumulacja. Kupię więcej zakładów — wyjaśnił ratownik.

Gdy ponownie zmierzał do kolektury, kierowca zatrzymał go, wołając:

— Heniek!

— Co jest?

— Kup i dla mnie — poprosił kierowca — Na trafił-chybił!

W tym czasie w wąskiej uliczce za karetką utworzył się korek. Zniecierpliwieni kierowcy zaczęli używać klaksonów.

— No i czego trąbisz, baranie?! Nie widzisz, że na sygnale jadę? — kierowca karetki pogroził przez okno, oburzony znieczulicą społeczną.

— To już? — ocknął się lekarz, odsypiający na noszach w karetce trzeci dyżur z rzędu.

— Jeszcze nie, niech pan doktor się zdrzemnie — uspokoił kierowca.

***

Karetka, klucząc przez dłuższy czas po osiedlowych alejkach zabarykadowanych samochodami, dotarła wreszcie na miejsce wezwania. Gdy lekarz i ratownik umieszczali na noszach teściową Zdzisława, kierowca stał przy dziurawej siatce miejscowego parkingu strzeżonego, paląc papierosa. Zza płotu zdarzeniu przyglądał się starszy mężczyzna w rozciągniętej koszulce z napisem „Ochrona” i wykładał kierowcy swoje zasady życiowe, drapiąc się po grubym brzuchu:

— Panie, ja to jestem konkretny. Jak puszczam lotka, to wieczorem nie sprawdzam. Dopiero rano. Jakbym trafił szóstkie, to bym z wrażenia całe noc nie mógł spać. A tak sie wyśpie, rankiem sprawdze, a w razie co – przez dzień ochłone.

— No, muszę jechać — stwierdził kierowca, pstrykając niedopałkiem na wyschnięty trawnik.

— Czekaj pan, przecie sie nie pali. — zaoponował mężczyzna i kontynuował wykład. — Za każdą razą puszczam inne numerki. Dopiero bym se w brode pluł, jakbym zapomniał posłać, a padły te moje. Szwagier tak miał. Zapił, nie wysłał i akuratnie te wylosowali. A piątkie by trafił.

Mężczyzna, ogarnięty potrzebą dzielenia się doświadczeniami zdobytymi drogą mozolnych prób i błędów, wołał jeszcze za odchodzącym kierowcą:

— I wiesz pan, jak za duża kumulacja, to nie wysyłam. A na cholere mnie tyle pieniędzy wygrać?

***

Następnego dnia stan mamusi, przebywającej w szpitalu, uległ znacznemu pogorszeniu. Zdzisław wraz z małżonką siedział przy łożu boleści. Mamusia zaś przekazywała im ostatnią wolę, zaklinając córkę i zięcia, by nie sprzeniewierzyli się rodzinnej tradycji:

— W skarpecie w pawlaczu ukryty jest banknot, jeszcze po ojcu. Kupujcie zakłady. Ale nie na raz, tylko pojedynczo. I nie w kolekturze przy warzywniaku, bo tam oszukują.

Wzruszony Zdzisław ustąpił miejsca księdzu, któremu teściowa spowiadała się z grzechów:

— Dawniej często modliłam się o wygraną. Ale potem straciłam wiarę, że prośby zostaną wysłuchane.

— Córko, pokładaj ufność, niezbadane są wyroki… — pocieszył kapelan.

Osłabiona mamusia opadła na poduszkę. Zdzisław włożył kupon w jej splecione dłonie. Zapadła cisza. Nadchodził nieuchronny kres… I tylko z dala dobiegał odgłos radiowej reklamy: „Największa kumulacja w historii! Żeby grać, trzeba przegrać!!”. I oto stał się cud, którego współczesna medycyna nie potrafi wyjaśnić. Mamusia dziarsko podniosła się z łóżka, wołając:

— Zdzisiu, idziemy natychmiast do kolektury!