Więzienie Paradiso
Rację mają wyznawcy spiskowych teorii dziejów, chociaż mylą się w szczegółach. Ulubieńcy tłumów, odbierający hołdy na ołtarzach pierwszych stron gazet, nie giną jak przeciętni prenumeratorzy czasopism. Gdy umierają publicznie, trzeba coś zrobić z ich dalszym kłopotliwym istnieniem, by nie zaburzali biegu historii.
Zagubiony gdzieś na Pacyfiku archipelag chroniony jest przez najnowsze osiągnięcia techniki oraz milczącą zmowę tajnych stowarzyszeń.
Na jednej z wysp Marylin Monroe, skarżąca się na bóle głowy starsza pani, każdego ranka wyprowadza na wózku prezydenta Kennedy’ego i ustawia na plaży pod parasolem, by oglądał niewidzącym wzrokiem rajski krajobraz. Sama krząta się wtedy w rozległej willi, odpoczywając od czasu do czasu na sofie.
Oboje nie wiedzą, że na brzegu innego atolu wolnym krokiem przechadza się Elvis. Nie wiedzą też, że bierze gitarę i próbuje dawnych nut, ale zesztywniałe palce i chroniczne zapalenie gardła skłaniają go do porzucenia tego zajęcia. Ogląda więc znane na pamięć zdjęcia, układa płyty, aż w końcu zasypia na leżaku, popijając przy zachodzącym słońcu sok pomarańczowy. Ciemne okulary zsuwają się z jego pomarszczonej twarzy.
Tak oto żyją dzień po dniu. Czasami tylko śni się im, że umarli.