Staruszkowie umierają siedząc

Czas lektury: 5 min.

Konstrukcja wiejskich ławek była najprostsza z możliwych: zwykle cztery paliki wkopane w ziemię i przybita na nich szeroka deska. Ławki stały przy płotach i domach, więc plecy można było oprzeć o sztachetę lub ścianę. Na ławkach przysiadały dzieci, czasami ich rodzice, jednak najczęściej sadowili się staruszkowie. Szczególnie w ciepłe letnie dni wylegali z domów, zajmując ławki na całe godziny.

Staruszkowie siadali pojedynczo albo parami – gdy jakiemuś małżeństwu dane było dożyć razem późnego wieku. Rzadziej zbierali się w większe grupy. Wtedy trochę narzekali na wiek, zdrowie i drożyznę, następnie oddawali się plotkom i wspomnieniom, by wreszcie powrócić na swoje posterunki. Pomarszczone, zgięte kobiety nie zazdrościły sobie urody ani powodzenia. Nie pamiętały już, które były piękne. Mężczyźni też nie zazdrościli sobie majątku ani siły mięśni. Z dawnych żądz zostały tylko wypłowiałe wspomnienia i dorosłe dzieci.

Ubrania staruszków żyły wraz z nimi. Dawniej były to nowe bluzki, koszule, swetry, spódnice, spodnie, garnitury, drelichy. Ale z czasem zestarzały się i rozchorowały jak ich właściciele. Siedząc na ławkach, staruszkowie rozsnuwali wokół siebie zapach kilkudziesięciu lat życia. Młodzi nie zwracali uwagi na to zjawisko albo przyspieszali kroku, by jak najszybciej minąć kłęby wspomnień, pachnących naftaliną i kadzidłem.

A wokół staruszków ciągle coś się działo. Przedwojenne dzieci szły boso do szkoły albo do pracy w polu. Od czasu do czasu sztywno pozowały do zdjęć – dziewczynki z długimi warkoczami i wystraszeni chłopcy o wygolonych głowach. Innym razem przechodził brodaty Żyd. Skupował stare ciuchy, a sprzedawał nożyczki oraz słoiki. Zdarzało się też, że na przepustkę przyjeżdżał ułan. Świecił wypolerowanymi oficerkami i dawał chłopcom potrzymać szablę.

Następnie zaczynała się wojna. Polscy żołnierze szli zakurzeni we wrześniowym słońcu. Za nimi zjawiali się Niemcy w mundurach, którzy wyganiali ludzi z chat albo szukali jajek. Potem radzieccy żołnierze wjeżdżali na amerykańskich samochodach, paląc papierosy skręcone ze strzępów gazet i marnego tytoniu. A zamarznięte trupy Niemców leżały na polach z rękami wyciągniętymi do nieba. Żołnierze strzelali, ale żadna zabłąkana kula nie mogła już dosięgnąć staruszków, siedzących sztywno na ławkach.

Wojna kończyła się i przyjeżdżał agitator, by namawiać chłopów do spółdzielni. Chłopi słuchali, patrząc jednak podejrzliwie. Wieźli potem zboże na przymusowy skup. Nad wozami łopotały radosne transparenty, a pod nimi siedzieli chłopi o ponurych twarzach.

Dziadkowie patrzyli na te zdarzenia, uśmiechając się do wszystkich – nawet do Niemców. Młodzi zaś traktowali z pobłażliwością te tłumy dawno przeminionych ludzi, kłębiące się wokół staruszków. Dopiero, gdy czołgi wjeżdżały na pola, przeganiali je kijami. Staruszkowie wstawali wtedy z ławek i szli do domu, by nie przeszkadzać w teraźniejszym życiu. Czołgi i wojska odchodziły razem z nimi.

Staruszkowie różnie dożywali dni. Niektórzy zsychali się i rozsypywali w proch, a wiatr rozwiewał ludzki pył po polach. Czasami porywał też całych wyschniętych staruszków. Łopotali wtedy na wietrze, pierwszy raz patrząc na wioskę z góry.

Inni, gdy przestali nadawać się do użytku, byli odkładani między graty na strychu – a nuż się jeszcze kiedyś przydadzą. Leżeli tam całymi latami, obrastając w kurz i pajęczyny. Patrzyli na połamane krzesła albo słuchali, jak deszcz bębni w dach. Od czasu do czasu ich wnuki, buszując po strychu, odkrywały dziadków. Z wypiekami na twarzy zbiegały na dół, by pochwalić się znaleziskiem.

Jeszcze inni blakli powoli, aż stawali się zupełnie przezroczyści. Gdy bliscy zauważali, że brakuje staruszka, chodzili i szukali go, ale nikt nie mógł już dojrzeć wypłowiałej postaci. Tylko psy ujadały albo merdały ogonami.

Niektórym staruszkom rodzina wyprawiała huczny pogrzeb. Zamawiała elegancką trumnę, kupowała na cmentarzu dobre miejsce blisko kaplicy i przyjmowała kondolencje od mieszkańców wsi. Sam staruszek nie brał jednak czynnego udziału w uroczystości. Leżał spokojnie, patrząc na swój pogrzeb. Był szczęśliwy, bo nie każdego chowano tak pięknie.